Procesy zwierząt należą do najciekawszych epizodów
europejskiego sądownictwa. W czasach, gdy stawiano teologiczne pytanie o to,
czy zwierze ma duszę, a zatem czy jest świadome popełnionych
czynów częstokroć pozytywna odpowiedź nakazywała zapewnić mu
sprawiedliwy (w ówczesnych kategoriach) proces. Postępowania wobec zwierząt
były sformalizowane, nie odbiegały jednocześnie w znaczący sposób od procesów
dotyczących ludzi. Zwierzęta stawały się podejrzanymi, bywały aresztowane, a w
lochach czekały na rozprawę ( w trakcie której rejestrowano przypadki
przyznania się do winy (sic!)).
Najsłynniejsza tego typu sprawa dotyczy „maciory
z Falaise” W 1387 r. odbyła się słynna sprawa maciory- sprawcy pogryzienia
trzyletniego dziecka, które zmarło na skutek odniesionych obrażeń. W toku postępowania
dowiedziono bezsprzeczną winę zwierzęcia. Egzekucja odbyła się na pobliskim
rynku. Ku uciesze gawiedzi była (jak to w owych czasach) publiczna. Wystarczy
dodać, że spędzono wszystkie kabany z okolicy, aby pod wpływem widowiska
zostały raz na zawsze odwiedzione od popełnienia podobnej zbrodni . Pierwszym
elementem kwalifikowanej kaźni było przeciągnięcie świni- przytroczonej do
zaprzęgu- dookoła rynku. Następnie odcięto jej ryj i nacięto nogę ( rany
odpowiadające obrażeniom dziecka), po czym powieszono do góry dla wykrwawienia.
Po wszystkim została spalona, a jej prochy rozrzucono za murami. Zdawać by się
mogło, że stereotypowe ciemne średniowiecze było jedyną epoką, w której podobne
sytuacje mogły mieć miejsce. Nic bardziej mylnego. Procesy, ekskomuniki oraz
klątwy rzucane na zwierzęta najczęściej miały miejsce w wiekach
XVI-XVII (między innymi proces delfinów w Marsylii w 1596 roku czy
zwierząt hodowlanych w Rouvre w 1452). Stado frankfurckich świń, które zjadły
dziecko poddano egzekucji, a ich ścierwo wrzucono do rzeki (1533 r.) Czasem
cierpiącym głód społecznościom z trudem przychodziła akceptacja marnowania
mięsa zabitych zwierząt. Tak było w 1578 roku w Gent (dzisiejsza Belgia), kiedy
połowa mięsa została wystawiona na sprzedaż, a druga w ramach rekompensaty,
trafiła na rodzinny stół ofiary. Jeszcze w innym przypadku ciało krowy, która
śmiertelnie uderzyła wieśniaczkę przepadło, a użytek zrobiono jedynie ze skóry.
W przypadku zwierząt szczególnie cennych (jakimi bez wątpienia były
konie) zasądzano konfiskatę na rzecz poszkodowanego.
Posiadamy cały szereg przekazów dotyczących
sankcji kościelnych wymierzonych przeciw szkodnikom. Miejscowi biskupi mogli w
takim przypadku skorzystać z całkowicie typowego katalogu kar prawa
kanonicznego. W roku 824 (data otwierająca problem ekskomunikowania szkodników,
w poszukiwaniu analogicznej zamykającej zjawisko jesteśmy zmuszeni zatrzymać
się w roku 1845 (!)) w Dolinie Aosty we Włoszech miejscowe krety zostały
obłożone (musimy przyznać, że z ich perspektywy niezbyt dotkliwą) karą
ekskomuniki. Plaga chrząszczy, która zaatakowała szwajcarskie miasteczko pod
koniec XV wieku dostała przynajmniej możliwość wytłumaczenia się przed
biskupem. Podobną politykę (wzywanie przed sąd, a w przypadku niestawienia
obłożenie ekskomuniką bądź rzucenie klątwy) stosowano wobec szczurów,
szarańczy, myszy, ślimaków i natarczywego ptactwa. Szczęśliwie nieświadome
istoty mogły liczyć na „obrońcę”, który starał się dowieść ich niewinności. Z
takiego prawa skorzystały (?) termity oskarżone w XVIII wieku o niszczenie
własności kościelnej.
Już w 846 roku synod w Wormacji nakazywał
uduszenie przebywających w ulu pszczół, które doprowadziły do śmierci jednego z
mieszkańców. Zaznaczano, że uduszenie owadów ma zapobiec produkowaniu miodu,
który miałby w tych okolicznościach demoniczne właściwości (niechybnie łączono
zajście z diabelskim podszeptem). Konieczność stosowania sankcji kościelnych
była legitymizowana szczerym, głębokim przekonaniem, iż wszelkie plagi zsyłane
są jako narzędzia Szatana (instigante sathana, per maleficium diabolicum). Stąd
też naturalnym krokiem wydaje się zawierzenie owych spraw Kościołowi, który
mógł wykorzystać egzorcyzmy, czy chociażby święconą wodę przeciwko diabelskim
dopustom. Kiedy środki te okazywały się niewystarczające usiłowano uzyskać
oficjalną klątwę papieską (Lucerna 1660 r., Piuro, Chiavenna 1770 r.).
Odmienną kategorię stanowią przypadki, kiedy
(przynajmniej w oczach współczesnych sprawie) obie strony- zarówno zwierze jak
i człowiek zawinili tym samym. Zoofilia, w oczach Kościoła jeden z najcięższych
grzechów, wiązała się najczęściej ze spaleniem żywcem podejrzanych. W 1596 roku
w Montpellier na stosie zginął mężczyzna z osłem. Zwierze, które wierzgało
kopytami zostało ich pozbawione przez kata tuż przed podpaleniem. Podobne,
zaskakujące zestawienia (m.in. mężczyzna- krowa 1546; mężczyzna- maciora 1466
Corbeil; mężczyzna-klacz Niederrad 1609) pojawiają się w archiwach sądów
europejskich do końca XVIII wieku. Jeszcze jeden przypadek niejaki Guyart
został powieszony w 1606 r. w Chartres. Jego wspólniczka, którą była suka,
została śmiertelnie uderzona w łeb i wraz z mężczyzną spopielona na stosie.
Zwierzęta łączone od zawsze z kultem Szatana
bądź heretyckimi obrzędami bywały palone na stosie, w związku z oskarżeniami o
herezję, bluźnierstwo, satanizm i czary. Kobietom oskarżonym o czary, a w
rezultacie topionym w skórzanym worku często towarzyszyło zwierze, kojarzone z
okultyzmem. Chociaż w wielu przypadkach ograniczano się do jego podobizny.
Zdarzało się, że samo zwierze było palone na stosie pod zarzutem kacerstwa
(herezji). Taką karę zgotowano kogutowi w Bazylei. Podzielił on los trudnej do
oszacowania grupy kogutów, których jedyną winą było znoszenie jaj- wbrew
naturze. Doszukiwano się w tym bezsprzecznego udziały sił mroku. Świnia która
dopuściła się świętokradztwa (odważyła się pić poświęconą wodę) została
powieszona w 1394 roku w Mortaign. Niewiele więcej szczęścia miała maciora,
która nie bacząc, że jest dzień postu, jak gdyby nigdy nic zjadła dziecko,
narażając się na sankcje kościelne.
W zasadzie procesy zwierząt zarzucono w XVIII
wieku. Co więcej do tego czasu doprowadzano, w toku legalnego postępowania, do
skazania przynajmniej kilku wilkołaków (m. in. słynnego Jeana Grenier ) . Nie
oznacza to, że nie natkniemy się na nie w czasach niepokojąco nam bliskich.
Jeszcze w 1864 roku na Słowenii została osądzona (sic!) i poćwiartowana świnia,
która złośliwie pozbawiła dziecko uszu…
Dziękujmy że żyjemy w tych czasach. Zawsze średniowiecze mnie przerażało.
ReplyDeleteZ jakiego źródła Pan korzystał pisząc ten artykuł?
ReplyDeletepisdzioszka:)
ReplyDeleteCool and I have a neat supply: Who Does House Renovation house renovation contractors
ReplyDeleteI enjoyeed reading your post
ReplyDelete