Friday 21 March 2014

Średniowieczni samobójcy


   W epoce w której godny pochówek największego wroga był obowiązkiem moralnym zwłoki samobójców rąbano, przebijano kołkami, palono na stosie i włóczono końmi. Dlaczego?

   Dziwić może upór z jakim średniowieczni uczeni wbrew skomplikowanej rzeczywistości bronili modelu idealnego porządku społecznego. Przypomnijmy - jądrem różnorodnych jego wariantów był trójfunkcyjny  podział na- duchowieństwo (oratores), rycerstwo (bellatores) oraz chłopstwo (laboratores).  Ci którzy nie mieścili się w ramach sztywnego i już w  XI-XIII anachronicznego schematu byli albo tolerowani (jak kupcy czy najemnicy), albo trafiali na zadziwiająco pojemny margines społeczny utożsamiany z państwem diabła - civitas diaboli. Dotkliwe w życiu codziennym skutki wykluczenia, których doświadczały poszczególne profesje (kat, prostytutka, najemnik, lichwiarz), wyznania (żyd, muzułmanin, heretyk,) czy „kondycje” (bękart, trędowaty, obłąkany)  rozciągały się także na los pośmiertny. W tym przypadku jedno nie budziło wątpliwości: pewne kategorie ludzi marginesu nie zasługiwały na chrześcijański pochówek z jego wzniosłym  rytuałem. Wobec nich wypracowano schematy alternatywnego pośmiertnego traktowania. Najbogatszy zestaw owych aktów i symboli spotykamy w przypadku pogrzebów samobójców.

Żeby zrozumieć sens  postępowania ze zwłokami samobójcy należy poczynić jeszcze kilka wstępnych uwag. Szczątki te ściągały hańbę na rodzinę denata, fizyczny kontakt z nimi powodował skalanie, narażając na utratę dobrego imienia. Patrząc szerzej samobójstwo zaburzało rytm życia całej wspólnoty, zakłócając jej kontakty ze Stwórcą. W takim wypadku konieczne było "wdrożenie procedury" umożliwiającej  bezbolesny powrót do pożądanego ładu, a przy tym zapewniającej widome potępienie zakazanego czynu.


Usunięcie zwłok

 Z określonych wyżej powodów niewielu ważyło się  na odcięcie wisielca, czekano raczej na królewskich urzędników (niekiedy był to wymóg), a najlepiej na miejscowego kata, który  w powszechnym mniemaniu był człowiekiem od brudnej roboty. Jeśli do targnięcia się na życie doszło w domu zmarłego wiele problemów nastręczało już samo wyniesienie zwłok. Spotykany w całej Europie zwyczaj przestrzegal przed przenoszeniem samobójcy przez drzwi. Aby uniknąć przykrych konsekwencji ciało wyrzucano przez okno, przez wybity w ścianie lub dachu otwór, niekiedy zaś przeciągano przez wykopaną pod progiem dziurę. Wszystko to, aby  utrudnić duchowi  samobójcy powrót do własnego domu (z tego samego powodu wymieniano czasem drzwi i okna), a sam budynek uchronić od skalania. Niekiedy, gdy inne metody zawiodły, dokonywano symbolicznego zniszczenia skażonego grzechem miejsca. Przeklęty budynek równano z ziemią, a w akcie tym solidarnie uczestniczyła okoliczna ludność (pamiętajmy o burzeniu domów heretyków czy ekskomunikowanych). Częściej jednak zadowalano się usunięciem frontowej ściany, bądź rozebraniem dachu (frontowa ściana wskazuje, że miał to być akt o charakterze publicznym).  Dzięki tym zdecydowanym zabiegom okolica unikała symbolicznego skażenia.

Droga do miejsca pochówku

O ile w normalnym przypadku pogrzeb poprzedzał uroczysty żałobny kondukt, to zwłoki samobójcy były włóczono na miejsce pochówku przez konie (za koński ogon, na macie, w skórzanym worku). Uczestnikami owego ponurego przedstawienia byli zazwyczaj kaci  bądź miejscowi rakarze. Podobny los spotykał część skazańców, dla których włóczenie na powrozie było klasycznym zaostrzeniem kary. Publiczne upokorzenie zwłok pozostawało zresztą typowym zabiegiem od czasów starożytnych (przypomnijmy chociażby słynne Scalae Gemoniae [schody],  na których rzymski plebs bezkarnie wyżywał się na zwłokach skazańców i upadłych polityków) i bez wątpienia w zamyśle miało charakter prewencji generalnej.

Rzadko cmentarz

Do końca średniowiecza prześmiewczy kondukt z reguły  nie kierował się w stronę cmentarza.  Miejsce to było obiektem szczególnej troski mieszkańców, zakłócenie spoczynku przodków wspólnoty  w ówczesnych umysłach nasuwało pytania o ich zbawienie. Prawo kanoniczne jasno stwierdzało, że gdy osoba niegodna zostanie pochowana w poświęconej ziemi należy dokonać jej natychmiastowej ekshumacji (często  wykonaniem miał się zająć odpowiedzialny za pochówek kapłan, który do tego czasu pozostawał ekskomunikowany). Sama ekshumacja była szczegółowo zaplanowanym widowiskiem. Jego centralnym punktem było włóczenie wykopanych zwłok przez miasto i porzucenie ich, wrzucenie do wody bądź spalenie. Stąd gdy późno otwarty grób zawierał już tylko przemieszane z ziemią drobne szczątki wykonywano kukłę przedstawiającą samobójcę i ją poddawano wspomnianym zabiegom.


Dopiero u progu czasów nowożytnych zaczęto dopuszczać część samobójców (uznanych za niepoczytalnych) do tzw. cichego pogrzebu, odprawianego w nocy, ukradkiem- bez obecności osoby duchownej. Nawet wówczas rodzina  zmarłego nie mogła liczyć na nic lepszego od rzadko uczęszczanego kąta cmentarza czy miejsca pod cmentarnym murem. Z czasem, dopiero w XVII-XVIII wieku, wyznaczano specjalne tereny pod pochówek m.in. samobójców czy nieochrzczonych dzieci.  W Anglii natomiast istniały specjalne ogrodzone cmentarze dla samobójców, w którym nie było bram ani furt. Ciała przenoszono nad murem. Być może symbolicznie chciano zamknąć przeklętą przestrzeń i uniemożliwić nieboszczykom powrót. W skrajnych przypadkach rodziny samobójców, gdy zawiodła mediacja z władzami kościelnymi (negocjacje i wypełnianie ewentualnego zadośćuczynienia trwało niekiedy latami, wówczas trumnę trzymano w pogotowiu) uciekały się do różnorodnych forteli, których celem było umieszczenie ciała na poświęconym terenie. Zdarzało się umieszczanie trumien na wierzchołkach drzew cmentarnych, ale częściej po prostu dochodziło do potajemnego pogrzebu (czynu surowo karanego).

Ośli pochówek

Ci którzy mieli mniej szczęścia trafiali do niepoświęconej a często jawnie przeklętej ziemi. Tak zwany ośli pogrzeb to najczęściej pochowanie na rozstajach dróg lub pod szubienicą (sub furco), co wiązało się ze szczególnym pohańbieniem nieboszczyka. Często decydowano się wtedy na pokazową egzekucję pośmiertną. Jest to zabieg zrozumiały - w samobójcy widziano zbrodniarza (zabójcę) jego zaś czyn w stopniu potworności zrównywano z kazirodztwem czy dzieciobójstwem. Wspólnym losem wielu ciał samobójców było zatem zawiśnięcie na stryczku (dodajmy- męskich ciał, kobiety z reguły palono). Dla dodatkowego pohańbienia zwłoki zwisały głową do dołu, niekiedy w towarzystwie dwóch zdechlych  psów (ten osobliwy zabieg stosowano także w Niemczech wobec skazańców żydowskich).

Niejednokrotnie aby dusza nie powróciła do świata zmarłych stosowano różnorakie praktyki magiczne: ciało zapobiegawczo przebijano kołkiem, chowano twarzą do ziemi, pozbawiano głowy, którą umieszczano  między nogami, na grobie sadzono ciernie etc. wszystko to miało skutecznie zatrzymać nieboszczyka na tamtym świecie. Powszechnie bowiem wierzono, że osoby które zmarły gwałtowną i okrutną śmiercią wrócą, aby jako złowrogie upiory prześladować bliskich. Także pochówek na skrzyżowaniu miał być kolejną metodą zmylenia duszy nieboszczyka, która nie potrafiłaby na rozstajach zlokalizować drogi do domu. Zakopywano je tam, ale i często palono, aby wymazać pamięć o przeklętym czynie i jego sprawcy. W Anglii pochówków przy skrzyżowaniach i przebijania palem zakazano dopiero w 1823 roku!

Wodny pochówek

Pozbywanie się ciał przez wrzucenie ich do wody był znanym od starożytności sposobem na radzenie sobie z pohańbionymi (Rzymianie pławili w Tybrze skazańców). W naszym przypadku zwłoki umieszczano w beczce, którą niekiedy opatrywano krótkim napisem wyjaśniającym przewinienie w niej spoczywającego. Również wszelkie moczary, rowy i brzegi jezior uważano za miejsce odpowiednie dla samobójcy (szczególnie dla topielca). Starano się przy tym  uniknąć  skalania  ziemi wspólnoty, bo jak wierzono zakopane w niej cialo zbrodniarza przyniosloby nieurodzaj bądź klęski w postaci gradobić i burz.  Najbardziej jednak oburzające przypadki zlecano rakarzowi. Czlowiek ten, zajmujący się usuwaniem z ulic padliny, wrzucał ciało delikwenta do obszernych dołów, w  których składowano okoliczne ścierwo. Znów zatem mamy aluzję do zwierzęcości samobójcy, którego czyn nie mieścił się w kategorii czynów ludzkich. Dlatego według wielu nie zasługiwał na więcej niż zwierzęcy pochówek na polu (bestialiter in campo).

Grób samobójcy

Grób samobójcy miał być czytelnym ostrzeżeniem dla jego potencjalnych naśladowców. Czasem rzucano nań  kilka kamieni.  Szesnastowieczne prawo rugijskie zalecało chować wisielca z pętlą na szyi, przy czym sznur miał wystawać na powierzchni jako symbol największej zbrodni.  Odpowiednio nad samobójcą, który dopełnił śmierci za pomocą noża przedmiot ten wbijano  w kawałek drewna wystający z miejsca wiecznego spoczynku.

Uwagi końcowe

Różnorodne kary i pośmiertne upokorzenia dla samobójców są zjawiskiem starożytnym (już jeden z królów rzymskich miał wieszać samobójców na krzyżach), które przetrwało w Europie do końca XIX wieku (jeszcze pod koniec wspomnianego stulecia potrafiono wrzucić zwłoki po prostu do rowu).  W krótkim wpisie skupilem się na praktyce średniowiecznej i nowożytnej, zawierającej w sobie wątki zarówno pogańskie jak i chrześcijańskie. Wspólnym ich mianownikiem jest przemieszany z pogardą i odrazą strach.  Luźna uwaga - wbrew panującemu przekonaniu już przed wiekami brano pod uwagę fakt, iż samobójca mógł dokonać swego czynu nie będąc w pełni władz umysłowych. Wtedy też godzono się na tzw. cichy pogrzeb, a rodzina w zasadzie unikała społecznego wykluczenia.  Trudno odrzucić myśl, że była to próba (w praktyce) radzenia sobie ze wstydliwymi przypadkami jak samobójstwa osób powszechnie szanowanych, wpływowych czy duchownych. Wystawienie ich na podobne upokorzenia byłoby trudne do pogodzenia z hierarchicznym pojmowaniem społeczeństwa.  Wydaje się, że mamy tu do czynienia z wtórnym zjawiskiem wobec podziału na osoby godne i niegodne. U tych ostatnich nie dopatrywano się nigdy wzniosłych motywów postępowania i nie szukano dla nich jakiegokolwiek usprawiedliwienia.  



Bibliografia
W kwestii bibliografii tym razem miałem ułatwione zadanie. Istnieje nowoczesna praca anglojęzyczna wyczerpująco omawiająca problem samobójstwa w średniowieczu (w rzeczywistości od starożytności do początków ery przemysłowej) - A. Murray, Suicide in the Middle Ages, 2 vols. 1998-200 Oxford. Na polskim rynku dysponujemy solidną, chociaż już nie tak ambitną w założeniach książką P. Dumy. Grób Alienata, Avalon 2010.. Warto sięgnąć także do klasyka. P. Aries, Człowiek i śmierć, Aletheia 2012. Korzystałem także ze starej ale nadal niezwykle cennej pozycji: Le suicide dans l'antiquite et dans les temps modernes (Gaston Garrisson) dostępnej tu.


PS. Chcialbym w miarę możliwości (dotkliwy brak czasu) przybliżyć wam cały margines społeczeństwa średniowiecznego.

No comments:

Post a Comment

Zapraszam do komentowania (także osoby niezarejestrowane!)