Saturday 29 March 2014

Karalna złośliwość rzeczy martwych


    Inni szatani byli tam czynni:                                                  
   O! rękę karaj, nie ślepy miecz!

   Co jeśli ów rzeczywisty sprawca pozostaje w ukryciu? Czy wówczas godzi się pozostawić zbrodnię bez odpowiedzi? Wbrew pozorom pytanie to nie jest pozbawione sensu. Starożytni Grecy regularnie sądzili i skazywali przedmioty martwe "winne" czyjejś śmierci. Czym się kierowali? Jaki charakter miały tego typu procesy? Gdzie szukać analogii?

   Naprawa zakłóconych przez przestępczy czyn kontaktów z bóstwami uznawana jest za kluczowy element antycznej koncepcji kary. Warunkiem powrotu do pierwotnego ładu było wyodrębnienie  „sprawcy" ze wspólnoty i ukaranie go na na jej oczach. W tym przypadku nie było większej różnicy czy za winnego uznano człowieka, zwierzę czy martwy przedmiot. Pewne było jedynie to, że pozostawienie zbrodni bez odpowiedzi ściągnęłoby gniew Erynii, przerażających bogiń zemsty, gotowych ukarać całą społeczność. Jak poważnie traktowano ów obowiązek uświadamia przypadek potężnego rodu Alkmeonidów, który za popełnienie zbrodni na poświęconym terenie pod koniec VII w. p.n.e. został wygnany z terytorium państwa ateńskiego (dotyczyło to także zmarłych jego członków, których po ekshumacji wyrzucono poza granicę Aten). Wreszcie nieukarana zbrodnia w wielu kulturach zakłócała wieczny spoczynek jej ofiary. Przypomnijmy tylko prawa zwyczajowe wczesnośredniowiecznych Fryzów, którzy nie mogli pochować zabitego członka rodu zanim nie został on krwawo pomszczony (do tego momentu zwłoki miały zwisać z belki w domostwie, przypominając zamieszkującym go krewnym o ciążącym na nich obowiązku).

   Jak jednak wygląda ów osobliwy zwyczaj w świetle antycznych źródeł? Wzmianek jest na tyle, aby być przekonanym o jego istnieniu (na dodatek pochodzą one od niewątpliwych autorytetów-  Arystotelesa i Platona). Niestety ich lakoniczny charakter niezwykle utrudnia zrozumienie  istoty i funkcji zjawiska. Najwięcej informacji dotyczy rzecz jasna Aten. W kolebce demokracji istniało wiele trybunałów sądzących poszczególne przypadki zabójstw. W sytuacji gdy sprawca czynu pozostawał nieznany bądź bezpośrednią winę przypisywano zwierzęciu lub przedmiotowi martwemu sprawę rozstrzygano w tzw. Prytanejonie, budynku publicznym, w którym tlił się wieczny ogień bogini Hestii. Postępowanie to miało wartość rytualną, likwidowało zmazę ciążącą na wspólnocie. Sędziowie, aby uniknąć osobistego skalania związanego z przebywaniem z zabójcą pod jednym dachem, przeprowadzali czynności pod gołym niebem. Nie zaniedbywano przy tym zapewne dopełnienia  formalnych procedur. Przedmiot wzywano przed sąd, przesłuchiwano i skazywano („wygnanie” z ziemi wspólnoty).

   Zachowała się także garść świadectw literackich. Pauzaniasz przekazał opowieść o pewnym zaciekłym wrogu słynnego atlety Teagenesa. Spór nie wygasł nawet po śmierci tego drugiego, pieniacz bowiem zwykł każdej nocy odwiedzać i nękać posąg olimpijczyka na wyspie Tazos (już samo to wiele mówi o postrzeganiu natury posągów). Pewnego razu brązowa statua zwaliła się na pomstującego, zabijając go na miejscu. Bliscy ofiary wystąpili do sądu, który orzekł winę obiektu i skazał go na wyrzucenie do morza. Mniej interesują nas dalsze losy sprawy, w których zrehabilitowano Teagenesa. Przypadek ten dowodzi, iż zwyczaj ów znano w innych miastach świata greckiego. Podobny przebieg miał wypadek z udziałem brązowego byka w gaju poświęconym Zeusowi w Olimpii. Dziecko które uderzyło głową w brzuch posągu zmarło, co skłoniło otoczenie do osądzenia „winnego” przedmiotu.

 Archaiczne ślady omawianej tradycji odnajdujemy w rytuale zabicia wołu w ramach święta Dipolieia obchodzonego w Atenach na cześć Zeusa. Całość  aranżowano w taki sposób, aby zaangażowanych w ofiarę zwolnić z odpowiedzialności za śmierć zwierzęcia.  Na ołtarz boga wysypywano ziarno, które stawało się własnością bóstwa. Pierwszy z podprowadzonych w pobliże wołów, który spożywając je popełniał „zbrodnię” (kradzież własności bóstwa), był powalany toporem, a następnie jego gardło podcinano nożem. Osoby, które wymierzały ciosy odrzucały natychmiast narzędzia zbrodni i uciekały. Następnie odbywał się uroczysty sąd, w którym uniewinniano kolejnych uczestników rytuału (każdy z nich oskarżał kolejnego). Sprawa kończyła się na przypisaniu winy narzędziu zbrodni - nożowi, który poddawano karze „wygnania” (wrzucenie do morza).    Doskonale widzimy tu dążenie do wskazania winnego, którego ukaranie pozwala na oczyszczenie pozostałych. Co ciekawe w Atenach rękę samobójcy, która zadała śmierć odrąbywano i chowano osobno. Można rozumieć to jako próbę wyjścia z kłopotliwego w przypadku samobójstwa problemu odróżnienia sprawcy od ofiary.  Co jednak z samą zasadą przypisywania winy martwemu przedmiotowi? Być może odnajdujemy tu archaiczne przekonanie o posiadaniu przez przedmioty swoiście pojętej duszy. Co prawda klasyczna koncepcja animizmu czasy świetności ma już za sobą, nie należy jednak zapominać, że Grecy chętnie przypisywali  osobowość "przebóstwionym" przedmiotom (posągi, fetysze) czy zjawiskom (słońce, piorun).

Nie doszukując się prostej kontynuacji, należy jeszcze wymienić kilka przykładów postępowania z „winnymi obiektami”, które zawierają odległe echa greckiej tradycji. Według dawnego prawa Anglosasów miecz, za pomocą którego dokonano zabójstwa, jako nieczysty nie mógł być używany do czasu odkupienia zbrodni. W tradycji prawnej innych ludów germańskich powraca ta sama zasada - przedmioty skalane niewinną krwią nie mogą być dłużej używane. Na szkockich wyspach jeszcze do niedawna istniał zwyczaj, który skazywał łódź z której wypadł i utopił się rybak na porzucenie i zgnicie. Osobliwa historia wiąże się także z tajemniczą śmiercią młodziutkiego Dymitra, syna Iwana Groźnego, zamordowanego (?) w 1591 r. w Ugliczu. Dzwon, który oznajmił śmierć dziecka, dając przy tym sygnał do  powstania został  wkrótce osądzony wraz z wiarołomnym ludem. Dzwon  ten pozbawiono serca, wychłostano wraz z częścią sprawców, po czym skazano na wygnanie  na Syberię, z którego wrócił dopiero po kilkuset latach, aby ponownie zawisnąć na jednej z wież miasta. Podobny przypadek miał miejsce  w Tuluzie w 1540 roku, kiedy tamtejszy parlament skazał miecz, od którego zginął jeden z obywateli na powieszenie na szubienicy. Bez wątpienia uczyniono tak wobec nieznajomości rzeczywistego sprawcy zabójstwa.

Co ciekawe w wysoko rozwiniętym prawie angielskim podobna zasada przetrwała w szczątkowej formie aż do 1846 r.  Instytucja tzw. deodand (termin to zniekształcone łacińskie gerundivum deo dandum- rzecz należna Bogu) polegała na zarekwirowaniu na rzecz króla zwierząt czy  przedmiotów (konie, wozy, kotły, widły etc.), które uznano winnymi czyjejś śmierci. Obowiązkiem władcy było przeznaczenie ich równowartości na pobożne cele (np. jałmużny dla biedoty).  Sąd nad obiektem, jak w przypadku ludzi, prowadził trybunał złożony z 12 członków. Przy ustalaniu winy brano pod uwagę np. to czy obiekt w czasie popełnienia czynu był w ruchu czy w stanie spoczynku (inaczej traktowano potrącenie przez pędzący wóz, inaczej upadek z nieruchomego wozu. Przy tym mierzono się z bardzo praktycznymi  wątpliwościami. Czy jeśli wiatrak zabije człowieka konfiskacie podlegać powinien tylko ów element czy cały młyn?

W świetle powyższych uwag być może z większym zrozumieniem należałoby przyjmować pozornie dziwaczne czyny dwóch perskich władców rozprawiających się z krnąbrnymi wodami. Cyrusowi w marszu na Babilon na przeszkodzie stanęła rzeka Gyndes.  Zanim spróbował się przez nią przepławić jeden z jego świętych koni zniknął w jej odmętach.  Wzburzony władca poprzysiągł zemstę, grożąc, że w niedalekiej przyszłości nawet kobieta zdoła przekroczyć ów „strumyk”, nie umoczywszy kolan. Ogromna armia przez całe lato trudziła się nad rozkopaniem rzeki na 360 kanałów zwróconych we wszystkich kierunkach. Trudno powiedzieć, czy Kserskes szedł za przykładem swego sławnego przodka rozkazując wychłostać niespokojne morze nad Hellespontem i wrzucić doń parę kajdan - symbolu niewoli.

W porównaniu do starożytności postęp wiedzy paradoksalnie "zubożył" obraz rzeczywistości podzielany przez przeciętnego człowieka. Czy jednak nikomu z nas choć raz nie zdarzyło się ukarać jakiegoś „martwego” przedmiotu siarczystym przekleństwem i nie do końca przemyślanym kopniakiem?


 Bibliografia: 
P. S. Berman, An Anthropological Approach to Modern Forfeiture Law. The Symbolic Function of Legal Actions Against Objects, “Yale Journal of Law & the Humanities” 11( 2013). 
A. R. Harrison, The Law of Athens. Procedure, Oxford 1971.
W. Hyde, "The Prosecution and Punishment of Animals and Lifeless Things in the Middle Ages and Modern Times, “University of Pennsylvania Law Review” 64, 7 (1916). (https://archive.org/details/jstor-3313677). 
W. Lengauer, Religijność starożytnych Greków, Warszawa 1994 (perełka dostępna w zbiorach Biblioteki Otwartej Nauki: http://bon.edu.pl/media/book/pdf/Religijnosc_starozytnych_Grekow-WL.pdf)
F. Maitland, F. Pollock, The History of English Law before the Time of Edward, Cambridge 1895 (dwutomowy klasyk: (https://archive.org/details/historyenglishl04maitgoog)



No comments:

Post a Comment

Zapraszam do komentowania (także osoby niezarejestrowane!)