Thursday 7 March 2013

Średniowieczni studenci



Narzekanie wydaje się być nieodłącznym elementem ludzkiej natury. Człowiek narzekał od  zawsze. Co najmniej tak długo jak to robił treścią owych narzekań była jakość chleba i zepsucie młodzieży.  Nieodłącznym towarzyszem tego zjawiska zdaje się być  tęsknota za mitycznym  złotym wiekiem. Sentymentalne  przekonanie, że kiedyś było lepiej, że ów chleb smakował najwspanialej na świecie, a dzisiejsza młodzież jest niczym w porównaniu z tą dawną.  Czyż wspomniany mechanizm wytrzymuje konfrontacje z dorobkiem dociekań historycznych? Czyż jesteśmy gorsi od naszych przodków o tyleż pokoleń, ile nas od nich dzieli? Przekonajmy się o tym zatem, rzucając okiem na kilka wymownych obrazków z życia średniowiecznego studenta.


Nie miejsce tu na omawianie genezy i organizacji średniowiecznego uniwersytetu. Dość powiedzieć, że powstająca  u progu II tysiąclecia instytucja stanowiła ożywczy powiew rozwoju, symbol podnoszenia się z upadku, stanowiła swoistą zapowiedzią renesansu XII wieku.



Uderzającym elementem ówczesnego życia studenckiego były nagminnie wybuchające burdy, całkiem podobne do tych, o których  słyszymy niekiedy  z relacji stadionowych. Ówczesny - o wiele bardziej kosmopolityczny -  charakter uniwersytetu prowokował  gwałtowne rozruchy na tle etnicznym.  Stąd kroniki miejskie pełne są opowieści o regularnych, krwawych starciach studentów czeskich z niemieckimi, Francuzów z Anglikami, Pikardów z Sasami etc. Bezdenna niemal przepaść przebiegał jednocześnie między biednymi i zamożnymi żakami. Ci pierwsi  często zmuszeni byli do pełnienia upokarzającej służby u zamożniejszych kolegów.  Kraków stał  zatem się widownią gorszącego sporu, który w roku 1474 wybuchł między bursą biedoty studiującej filozofię i  położoną nieopodal siedzibą bogaczy. Jak się później okazało ci ostatni czerpali ogromną przyjemność z poniżania „Filozofów”, wyklinając ich od Żydów (taka epoka) i synów Piłata. Dotknięci ową ujmą biedacy postanowili odpłacić swoim kolegom napadając nocą na ich siedzibę. Owocem szturmu były m. in. wyważone drzwi, zdemolowane do szczętu wnętrze i jakiś nieszczęśnik, który napatoczył się wściekłej zgrai  tracąc przy tym zęby. Jak się okazuje wojowniczość naszych ziomków wykraczała poza „mury”  wszechnicy (wówczas  nie było zazwyczaj zlokalizowanego uniwersytetu, a najczęściej wynajmowane tymczasowe salki) szukając niekiedy  zwady z zawodowymi żołnierzami.  Akta miejskie wprost roją się od świadectw tego typu zaburzeń. Najsłynniejsze krakowskie rozruchy studenckie z 1549 r. rozpoczęły się  całkiem typowo. Poszło bowiem o kobietę lekkich obyczajów. Nadpobudliwi - żebrzący - studenci dopuścili się ciężkiej obrazy   Joanny, bo tak miała owa kobieta na imię. W obronie jej stanęli słudzy kanonika Czarnkowskiego będącego świadkiem całego zajścia. Rezultatem nierównej walki był jeden zabity i kilku rannych po stronie studenckiej . W tym przypadku społeczność akademicka okazała zdumiewającą solidarność. Gdy nie wskórali nic u króla, postanowili w ramach protestu tłumnie opuścić Kraków. Zamiar ten szybko zrealizowali rozpierzchając się po  świecie, czyniąc tym samym wielką szkodę interesom miasta. Błahy wydawałoby się spór stał się początkiem ciężkiego kryzysu Akademii Krakowskiej, która cierpiała odtąd na brak studentów wolących zdobywać wiedzę na Zachodzie. Podobne walki towarzyszyły często największym świętom katolickim. Każda procesja Bożego Ciała rodziła zagrożenia odnowienia zadawnionych sporów i pomszczenia wszelkich krzywd. Niezwykle często dochodziło do bijatyk z powodu wkroczenia na teren danej nacji, czy bursy.  Ówczesna stolica Polski nie była zresztą wyjątkiem. 

   Kryminalna mapa europejskiej nauki była niezwykle bogata.  Pewien urzędnik sądu biskupiego w Paryżu XIII wieku uznał za stosowne zauważyć, iż „studenci nocą i dniem  okrutnie ranią niewinnych ludzki, a nawet zabijają, porywają kobiety, napastują dziewice, wreszcie wdzierają się do mieszkań”. Nie była to bynajmniej urzędnicza skłonność do przesady. Doskonale zorganizowani studenci panowali wręcz w wiedeńskim półświatku. Stali za krwawymi napadami i kradzieżami, dokonywali morderstw i wymuszeń. Największą przewagę zyskali jednak w Anglii.  Oxford niejednokrotnie ociekał krwią po starciach żaków z tamtejszymi mieszczanami. Największym tego typu wydarzeniem była rzeź z 1264 roku. Wówczas to studenci pokarali okrutnie mieszczan uniemożliwiających im beztroską zabawę.  Wygnani decyzją króla żacy rychło przyłączyli się do opozycji antykrólewskiej w charakterze zaciężnych  i niebawem mogli już na polu bitwy odpłacić swemu ciemiężcy.  Około stu lat później mieszczanie  zemścili się za nieustanne cierpienia ze strony studentów. Po wielogodzinnych walkach doliczono się 10 trupów  ponad 30 rannych i 15 zburzonych burs.  Młodzi ludzie niezwykle ochoczo angażowali się we wszelkie, na pozór niedotyczące ich,  konflikty społeczne i polityczne. Chętnie stawali po stronie plebsu walczącego z bogatym patrycjatem, opowiadali się również w sporach uniwersalnych stając po jednej ze stron konfliktu toczącego się między dwoma pretendentami do korony czy tiary. Nie szczędzili przy tym swoich pięści, sztyletów i mieczy. Oczywiście, bywały  w tym wszystkim zwykłe porachunki osobisteprzeprowadzane między czułymi na punkcie honoru szlachcicami. Walczono o oszustwa w czasie gry w kości, o konie, oczywiście o kobiety.  Specyfiką ówczesnego ustroju  dzielącego studentów na nacje i mniejsze, równie mocno związane grupy było wprzęganie w osobiste porachunki całych rzesz studenckich. Nie przypadkowo przeto uniwersytet średniowieczny był rozrzucony po całym mieście. Ale nawet wówczas, gdyby zabrakło personalnych animozji  średniowieczna rzeczywistość dostarczała aż nadmiaru okazji do bijatyk. Ponownie  w Paryżu doszło do regularnej bitwy z zakonnikami, którzy boczyli się od dawna na studentów łowiących ryby w ich stawie i piknikujących na nieodległej łączce .  Zawołaniem bojowym akademickiej ciżby było  w tym przypadku nieskomplikowane „śmierć mnichom!” Pewnego razu wystarczyło źle obsłużyć wysłanego do karczmy po wino studenta, aby bandy jego oddanych  kolegów zdemolowały ją doszczętnie w dzikim odwecie. Raczenie się zdobycznym winem przerwał kontratak  mieszczan, który pozostawił na pobliskim placu ciała pięciu młodych ludzi.




   Wspomniane rozboje nie były jedyną okazją do wejścia w kolizję z prawem. Równie liczne są bowiem doniesienia dotyczące częstych w świecie akademickim kradzieży.  Najpopularniejszym ich obiektem były… książki.  Stanowiły one- obok podkradanego z równym zapałem jedzenia-  niezwykle dotkliwą stratę  z uwagi na ich wysoką wartość.  W czasie pewnej pijatyki przytomny jeszcze krakowski żak zauważył kryjącego się pod łóżkiem jegomościa (złodziejaszka). Upewniwszy się, że nie jest on wyjątkowo nieśmiałym współbiesiadnikiem zafundowano biedakowi potężne lanie. Pijaństwobyło zresztą skrzętnie wypełnianym, uświęconym tradycją  obowiązkiem każdego szanującego się studenta. Wtórowały mu nieodłączne od wieków towarzyszki-karty (ew. kości) i kobiety. Wszyscy niemal studenci, zdaniem jednego z biskupów, byli uzależnieni od hazardu. Świątynią owej rozpusty była najczęściej pobliska karczma, do której z łatwością wymykano się w czasie ciszy nocnej. Popularnym miejscem  schadzek krakowskich studentów byławiniarnia Jana Medyka, który zmagał się z nieustannymi problemami -  awanturującymi się i wyjątkowo nieskorymi do zapłaty młodzieńcami. Obrotny Jan wiedział jednak iż, każdorazowa  interwencja u rektora pobudzi sumienia młodych lekkoduchów.   Stał się rychło nasz karczmarz jednym z głównych bohaterów ksiąg rektorskich, goszczącym na ich kartach przez długie 15 lat. W podpitym żaku niespodziewanie wzbierały niewyczerpane pokłady namiętności. Wprowadzanie  kobiet do burs było teoretycznie surowo zabronione. Jednakże ich władze często przymykały oko na ów proceder. Stąd księgi rektorskie pełne są gorszących doniesień o niemoralnym prowadzeniu, a nawet popełnionych przez żaków gwałtach.  Jedno z zachowanych świadectw niech posłuży za przykład pomysłowości, którą  wykazywali nakryci- wówczas, gdy przyszło do tłumaczenia wybryków. Otóż  oskarżony przez przełożonego o wciąganie przez okno bursy niewiasty student- tak oto szczerze tłumaczył rektorowi całe zajście: Posłaliśmy jednego z kolegów po piwo do miasta. Tymczasem rektor zamknął bramę. Co robić? Jeżeli przez bramę wejdzie, to nie tylko poniesie karę za wałęsanie się, ale nadto i piwo rychło rektor odbierze. Jedyna rada wciągnąć go oknem, by kary nie poniósł i piwa nie stracił. Wciągnięto go oknem i to zapewne widział ów prepozyt od św. Leonarda, który się w tych stronach przechadzał. Wciąganie oknem studenta niechybnie zatem wziął za wciąganie niewiasty.
Niczym są jednak w tym przypadku przykłady  płynące z naszej uczelni, jeśli w bursach paryskich otwarcie funkcjonowały całe piętra miłosnych  schadzek.



Popularnym motywem średniowiecznych kazań namiętnie piętnujących panujący wówczas amoralizm był… żak- niechętnie bądź wcale nie uczęszczający do Kościoła. Jeśli już zawitał- twierdzi kaznodzieja- to raczej po to, aby tylko podziwiać dziewczęta i głosić niewybredne żarty. W każdym razie szybko przejawiał objawy znużenia i ukradkiem opuszczał świątynię. Nie tak niebezpieczne dla zbawienia duszy, ale jakże nam bliskie było chroniczne lenistwo. Uczone księgi pełne są opowiadań o rzeszach studentów, którzy wałęsają się od mistrza do mistrza, o tych co na wykłady pojawiają się tylko po to, by nie stracić przywilejów. Plagą rozpatrywanych czasów są tzw. wieczni studenci, nigdy nie przystępujący do egzaminów. Symbolem tego zjawiska staje się w powszechnej świadomości objadający się od samego rana ciastkami leniwy żak, z obrzydzeniem wyłażący ze swego łoża. Jak ognia unikał rannych wykładów. Popołudniowe traktował raczej jako okazję do zdrowej drzemki niżli zdobywania wiedzy. Co gorsza, gdy już się pojawił przywdziany był nad wyraz nieodpowiednio, jego  modne ubranie łamało wszelkie panujące wówczas zasady. Szczególnie oburzającą formę przyjmowało to w przypadku najbogatszych studentów-obwieszonych najcenniejszą biżuterią, ubranych w najkosztowniejsze szaty lekkoduchów, stale otoczonych wianuszkiem kobiet i ubogich klientów. Ci bowiem nader chętnie dosiadali piękne konie i czynili użytek z kunsztownego uzbrojenia. W pełnej krasie mogli ukazać się światu niezwykle często. Nie tylko biorąc udział w licznych wówczas świętach kościelnych, ale zasilając barwne pochody karnawałowe, czy szokując zachowaniem w czasie świąt studenckich. Także, a może głównie w trakcie szczególnie burzliwych otrzęsin, w czasie których dokonywano szeregu prześmiewczych rytów mających na celu okrzesanie żółtodzioba. 

No comments:

Post a Comment

Zapraszam do komentowania (także osoby niezarejestrowane!)