Narzekanie
wydaje się być nieodłącznym elementem ludzkiej natury. Człowiek narzekał
od zawsze. Co najmniej tak długo jak to robił treścią owych narzekań
była jakość chleba i zepsucie młodzieży. Nieodłącznym
towarzyszem tego zjawiska zdaje się być tęsknota za mitycznym złotym wiekiem. Sentymentalne przekonanie, że kiedyś było
lepiej, że ów chleb smakował najwspanialej na świecie, a dzisiejsza młodzież
jest niczym w porównaniu z tą dawną. Czyż wspomniany mechanizm
wytrzymuje konfrontacje z dorobkiem dociekań historycznych? Czyż jesteśmy gorsi
od naszych przodków o tyleż pokoleń, ile nas od nich dzieli? Przekonajmy się o
tym zatem, rzucając okiem na kilka wymownych obrazków z życia średniowiecznego
studenta.
Nie miejsce tu na omawianie genezy i organizacji średniowiecznego
uniwersytetu. Dość powiedzieć, że powstająca u progu II tysiąclecia instytucja
stanowiła ożywczy powiew rozwoju, symbol podnoszenia się z upadku, stanowiła swoistą
zapowiedzią renesansu XII wieku.
Uderzającym elementem ówczesnego życia studenckiego były nagminnie wybuchające burdy,
całkiem podobne do tych, o których słyszymy niekiedy z
relacji stadionowych. Ówczesny - o wiele bardziej
kosmopolityczny - charakter uniwersytetu prowokował gwałtowne
rozruchy na tle etnicznym. Stąd kroniki miejskie pełne są
opowieści o regularnych, krwawych starciach studentów czeskich z niemieckimi,
Francuzów z Anglikami, Pikardów z Sasami etc. Bezdenna niemal przepaść
przebiegał jednocześnie między biednymi i zamożnymi żakami. Ci pierwsi często zmuszeni byli do pełnienia upokarzającej służby u zamożniejszych
kolegów. Kraków stał zatem się widownią gorszącego
sporu, który w roku 1474 wybuchł między bursą biedoty studiującej filozofię
i położoną nieopodal siedzibą bogaczy. Jak się później okazało
ci ostatni czerpali ogromną przyjemność z poniżania „Filozofów”, wyklinając ich
od Żydów (taka epoka) i synów Piłata. Dotknięci ową ujmą biedacy postanowili
odpłacić swoim kolegom napadając nocą na ich siedzibę. Owocem szturmu były m.
in. wyważone drzwi, zdemolowane do szczętu wnętrze i jakiś nieszczęśnik,
który napatoczył się wściekłej zgrai tracąc przy tym zęby. Jak
się okazuje wojowniczość naszych ziomków wykraczała poza
„mury” wszechnicy (wówczas nie było zazwyczaj
zlokalizowanego uniwersytetu, a najczęściej wynajmowane tymczasowe salki)
szukając niekiedy zwady z zawodowymi żołnierzami. Akta
miejskie wprost roją się od świadectw tego typu zaburzeń. Najsłynniejsze
krakowskie rozruchy studenckie z 1549 r. rozpoczęły się całkiem typowo. Poszło
bowiem o kobietę lekkich obyczajów.
Nadpobudliwi - żebrzący - studenci dopuścili się ciężkiej obrazy
Joanny, bo tak miała owa kobieta na imię. W obronie jej stanęli słudzy kanonika
Czarnkowskiego będącego świadkiem całego zajścia. Rezultatem nierównej walki
był jeden zabity i kilku rannych po stronie studenckiej .
W tym przypadku społeczność akademicka okazała zdumiewającą solidarność. Gdy
nie wskórali nic u króla, postanowili w ramach
protestu tłumnie opuścić Kraków.
Zamiar ten szybko zrealizowali rozpierzchając się po świecie,
czyniąc tym samym wielką szkodę interesom miasta. Błahy wydawałoby się spór stał się początkiem ciężkiego kryzysu Akademii Krakowskiej, która cierpiała odtąd na brak studentów wolących
zdobywać wiedzę na Zachodzie. Podobne walki towarzyszyły często największym
świętom katolickim. Każda procesja Bożego Ciała rodziła zagrożenia odnowienia
zadawnionych sporów i pomszczenia wszelkich krzywd. Niezwykle często dochodziło
do bijatyk z powodu wkroczenia na teren danej nacji, czy bursy. Ówczesna
stolica Polski nie była zresztą wyjątkiem.
Kryminalna mapa europejskiej nauki była niezwykle bogata. Pewien urzędnik sądu biskupiego w Paryżu XIII wieku uznał za stosowne zauważyć, iż „studenci nocą i dniem okrutnie ranią niewinnych ludzki, a nawet zabijają, porywają kobiety, napastują dziewice, wreszcie wdzierają się do mieszkań”. Nie była to bynajmniej urzędnicza skłonność do przesady. Doskonale zorganizowani studenci panowali wręcz w wiedeńskim półświatku. Stali za krwawymi napadami i kradzieżami, dokonywali morderstw i wymuszeń. Największą przewagę zyskali jednak w Anglii. Oxford niejednokrotnie ociekał krwią po starciach żaków z tamtejszymi mieszczanami. Największym tego typu wydarzeniem była rzeź z 1264 roku. Wówczas to studenci pokarali okrutnie mieszczan uniemożliwiających im beztroską zabawę. Wygnani decyzją króla żacy rychło przyłączyli się do opozycji antykrólewskiej w charakterze zaciężnych i niebawem mogli już na polu bitwy odpłacić swemu ciemiężcy. Około stu lat później mieszczanie zemścili się za nieustanne cierpienia ze strony studentów. Po wielogodzinnych walkach doliczono się 10 trupów ponad 30 rannych i 15 zburzonych burs. Młodzi ludzie niezwykle ochoczo angażowali się we wszelkie, na pozór niedotyczące ich, konflikty społeczne i polityczne. Chętnie stawali po stronie plebsu walczącego z bogatym patrycjatem, opowiadali się również w sporach uniwersalnych stając po jednej ze stron konfliktu toczącego się między dwoma pretendentami do korony czy tiary. Nie szczędzili przy tym swoich pięści, sztyletów i mieczy. Oczywiście, bywały w tym wszystkim zwykłe porachunki osobisteprzeprowadzane między czułymi na punkcie honoru szlachcicami. Walczono o oszustwa w czasie gry w kości, o konie, oczywiście o kobiety. Specyfiką ówczesnego ustroju dzielącego studentów na nacje i mniejsze, równie mocno związane grupy było wprzęganie w osobiste porachunki całych rzesz studenckich. Nie przypadkowo przeto uniwersytet średniowieczny był rozrzucony po całym mieście. Ale nawet wówczas, gdyby zabrakło personalnych animozji średniowieczna rzeczywistość dostarczała aż nadmiaru okazji do bijatyk. Ponownie w Paryżu doszło do regularnej bitwy z zakonnikami, którzy boczyli się od dawna na studentów łowiących ryby w ich stawie i piknikujących na nieodległej łączce . Zawołaniem bojowym akademickiej ciżby było w tym przypadku nieskomplikowane „śmierć mnichom!” Pewnego razu wystarczyło źle obsłużyć wysłanego do karczmy po wino studenta, aby bandy jego oddanych kolegów zdemolowały ją doszczętnie w dzikim odwecie. Raczenie się zdobycznym winem przerwał kontratak mieszczan, który pozostawił na pobliskim placu ciała pięciu młodych ludzi.
Kryminalna mapa europejskiej nauki była niezwykle bogata. Pewien urzędnik sądu biskupiego w Paryżu XIII wieku uznał za stosowne zauważyć, iż „studenci nocą i dniem okrutnie ranią niewinnych ludzki, a nawet zabijają, porywają kobiety, napastują dziewice, wreszcie wdzierają się do mieszkań”. Nie była to bynajmniej urzędnicza skłonność do przesady. Doskonale zorganizowani studenci panowali wręcz w wiedeńskim półświatku. Stali za krwawymi napadami i kradzieżami, dokonywali morderstw i wymuszeń. Największą przewagę zyskali jednak w Anglii. Oxford niejednokrotnie ociekał krwią po starciach żaków z tamtejszymi mieszczanami. Największym tego typu wydarzeniem była rzeź z 1264 roku. Wówczas to studenci pokarali okrutnie mieszczan uniemożliwiających im beztroską zabawę. Wygnani decyzją króla żacy rychło przyłączyli się do opozycji antykrólewskiej w charakterze zaciężnych i niebawem mogli już na polu bitwy odpłacić swemu ciemiężcy. Około stu lat później mieszczanie zemścili się za nieustanne cierpienia ze strony studentów. Po wielogodzinnych walkach doliczono się 10 trupów ponad 30 rannych i 15 zburzonych burs. Młodzi ludzie niezwykle ochoczo angażowali się we wszelkie, na pozór niedotyczące ich, konflikty społeczne i polityczne. Chętnie stawali po stronie plebsu walczącego z bogatym patrycjatem, opowiadali się również w sporach uniwersalnych stając po jednej ze stron konfliktu toczącego się między dwoma pretendentami do korony czy tiary. Nie szczędzili przy tym swoich pięści, sztyletów i mieczy. Oczywiście, bywały w tym wszystkim zwykłe porachunki osobisteprzeprowadzane między czułymi na punkcie honoru szlachcicami. Walczono o oszustwa w czasie gry w kości, o konie, oczywiście o kobiety. Specyfiką ówczesnego ustroju dzielącego studentów na nacje i mniejsze, równie mocno związane grupy było wprzęganie w osobiste porachunki całych rzesz studenckich. Nie przypadkowo przeto uniwersytet średniowieczny był rozrzucony po całym mieście. Ale nawet wówczas, gdyby zabrakło personalnych animozji średniowieczna rzeczywistość dostarczała aż nadmiaru okazji do bijatyk. Ponownie w Paryżu doszło do regularnej bitwy z zakonnikami, którzy boczyli się od dawna na studentów łowiących ryby w ich stawie i piknikujących na nieodległej łączce . Zawołaniem bojowym akademickiej ciżby było w tym przypadku nieskomplikowane „śmierć mnichom!” Pewnego razu wystarczyło źle obsłużyć wysłanego do karczmy po wino studenta, aby bandy jego oddanych kolegów zdemolowały ją doszczętnie w dzikim odwecie. Raczenie się zdobycznym winem przerwał kontratak mieszczan, który pozostawił na pobliskim placu ciała pięciu młodych ludzi.
Niczym są jednak w tym przypadku przykłady płynące z naszej uczelni,
jeśli w bursach paryskich otwarcie funkcjonowały całe piętra
miłosnych schadzek.

No comments:
Post a Comment
Zapraszam do komentowania (także osoby niezarejestrowane!)