Monday 11 March 2013

Wyjątki z sądów kościelnych

   Kościół późnośredniowieczny zmagał się nie tylko z  pozostającymi w konszachtach z Diabłem,  żydami, heretykami i czarownicami, ale miał także - jak się okazuje -  niemało  problemów  z krnąbrnym i występnym elementem  niższego duchowieństwa. Przyjrzyjmy się zatem kilku fragmentom zachowanych protokołów, rejestrujących  przebieg najbarwniejszych procesów dyscyplinarnych, a niekiedy wręcz kryminalnych polskiego kleru. Sprawy podobne odbywały się przed samym biskupem bądź też przed specjalnie oddelegowanymi przezeń urzędnikami. Ułamek wspomnianych  protokołów ogłosił 100 lat temu drukiem (oczywiście w oryginalnym łacińskim brzmieniu) B. Ulanowski w serii Acta capitulorum nec non iudiciorum ecclesiasticorum selecta, t. I - III, Kraków 1894 – 1918 (niektóre tomy dostępne online). Postanowiłem przetłumaczyć garść ciekawych wyjątków.




W roku 1466 przed konsystorzem biskupim stanął wikary Mateusz rezydent parafii w Magnuszewie.  Ciążyły na nim zarzuty jawnego utrzymywania konkubiny i niegodnego dla stanu kapłańskiego prowadzenia  tawerny i wyszynku piwa. Przewidziano dlań rok odosobnienia w więzieniu biskupim.


O wiele bogatszą kartoteką pochwalić mógł się niejaki Błażej, proboszcz parafii w  Sierpcu. Zgodnie z zeznaniami świadków,  zamieszkiwał  on w swym domu wraz z kilkoma podejrzanymi niewiastami,  z których jedną, imieniem Anna,  uczynił ciężarną. Dowiadujemy się zresztą w toku postępowania, że owocem zakazanego związku okazał się niebawem chłopiec.  Zuchwały kapłan nie  przyjmował wszakże jakichkolwiek napomnień pozostałych księży, stwierdzając, że jest  seniorem i najlepiej wie co czynić. Stąd niczego złego nie widział w ciągłym przesiadywaniu w tawernie, z której  powracał notorycznie  w towarzystwie „podejrzanych kobiet”. Pragnąc wynagrodzić swe wesołe towarzyszki, nie szczędził  nadto parafialnych środków na zbytkowe tuniki, płaszcze, futra i ozdoby rozgrzewające niewieście serca. Tym zaś, którzy skarżyli się na owe defraudacje i grozili powiadomieniem władz on sam z kolei  gniewnie groził spaleniem (na stosie). 


   Kolejnym interesującym przypadkiem jest  proces Mateusza, plebana w „Cobyelicze”. Zachowaniem swym zgorszył on wielu parafian, którzy wkrótce nader chętnie podzielili się z archidiakonem opowieściami o barwnym życiu ich pasterza. Sprowadzał  on do swego domu żonę jednego z parafian, niejakiego Piotra Kurka, miejscowego kmiecia.  Miał z nią zresztą - jak się można domyślić- niedozwolone stosunki seksualne. Był nadto stałym bywalcem tawerny, spędzając  w niej mnóstwo czasu przepijał do okolicznych chłopów i przegrywał majątek, grając z nimi  w kości. Nawykł również wszczynać tam kłótnie, a kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja nader aktywnie podsycać  spory powstałe między podchmielonymi gośćmi.  Kondycję niemal już zbrodniczą przedstawiał  Piotr, wikariusz w parafii "Czyżewo" (?).  Z akt sprawy toczonej przeciw niemu  w 1477  r. dowiadujemy się, że około czwartej rano wtargnął do domu właściciela tawerny, dodajmy będąc uzbrojonym  w miecz i kij. Wnet począł rozgłaszać przeciwko żonie owego  karczmarza  słowa powszechnie uznane za  „haniebne i ohydne”. Wnet doszło do szarpaniny, w której  ów ostatni otrzymał trzy ciosy mieczem. Nieszczęśliwe jeden z nich,  który dosięgnął głowy, był ciosem śmiertelnym. Jakby tego było mało, Piotr wespół z dwoma  wesołymi szlachcicami wyważył drzwi tawerny, dostając się  tym samym do piwnicy, z której wyniósł beczkę wina, opróżniając ją tej samej nocy w swym domu. 

Andrzej proboszcz z "Ligowo" tłumaczył się zaś przed sądem z masowej produkcji piwa, grania w bierki i kości na pieniądze. Zarzucano mu także spowiadanie  (sic!) w karczmie. Zapytany dlaczego w niej przesiaduje, odparł - po dłuższym zastanowieniu-  że odwiedza jedynie pracującą tam  matkę  .


Inny proboszcz Jan Wystuk został oskarżony o udzielanie wyklętej przez Kościół lichwy, a także utrzymywanie niegodnej kobiety.

Jakub proboszcz w Blichowie przysporzył szczególnie wielu trosk swym zwierzchnikom. Ostentacyjnie zaniedbywał podstawowe obowiązki  duszpasterskie.  Nie reagował  nadto na gorszące zachowania niektórych parafian, co źle zaważyło na kondycji moralnej jego stadka.  Jeden z parafian, o którym wiadomo było, że utrzymywał kazirodcze stosunki ze swą siostrą, nie spotkał się z żadnym potępieniem ze strony proboszcza. Zaniedbał on również miejscowy kościół do tego stopnia, że psy podkopywał się pod jego ścianami, dostając się do środka. Wzorem wielu swych kolegów jawnie utrzymywał konkubinę, z którą miał kilkoro dzieci. Nader zaś często i gorliwie wizytował tawerny, wszczynając tam bijatyki z kmieciami i ich panami. Pewnego razu uderzył nadto pewnego Józefa. Co gorsza, uczynił to  w kościele, gdy ów przyszedł się wyspowiadać. Rzadko zresztą słuchał spowiedzi w przepisanym miejscu, częściej  czynił to w domu, a nawet w tawernie.


No comments:

Post a Comment

Zapraszam do komentowania (także osoby niezarejestrowane!)