Kościół późnośredniowieczny zmagał się nie tylko
z pozostającymi w konszachtach z Diabłem, żydami,
heretykami i czarownicami, ale miał także - jak się okazuje
- niemało problemów z krnąbrnym i występnym
elementem niższego duchowieństwa. Przyjrzyjmy się zatem kilku
fragmentom zachowanych protokołów, rejestrujących przebieg
najbarwniejszych procesów dyscyplinarnych, a niekiedy wręcz kryminalnych
polskiego kleru. Sprawy podobne odbywały się przed samym biskupem bądź też
przed specjalnie oddelegowanymi przezeń urzędnikami. Ułamek
wspomnianych protokołów ogłosił 100 lat temu drukiem (oczywiście w
oryginalnym łacińskim brzmieniu) B. Ulanowski w serii Acta capitulorum nec non iudiciorum ecclesiasticorum
selecta, t. I - III, Kraków
1894 – 1918 (niektóre tomy dostępne online). Postanowiłem przetłumaczyć garść
ciekawych wyjątków.
W roku 1466 przed konsystorzem biskupim stanął wikary Mateusz rezydent parafii w Magnuszewie. Ciążyły na
nim zarzuty jawnego utrzymywania konkubiny i niegodnego dla stanu kapłańskiego
prowadzenia tawerny i wyszynku piwa. Przewidziano dlań rok
odosobnienia w więzieniu biskupim.
O wiele bogatszą kartoteką pochwalić mógł się
niejaki Błażej, proboszcz parafii
w Sierpcu. Zgodnie z zeznaniami
świadków, zamieszkiwał on w swym domu wraz z kilkoma
podejrzanymi niewiastami, z których jedną, imieniem
Anna, uczynił ciężarną. Dowiadujemy się zresztą w toku postępowania,
że owocem zakazanego związku okazał się niebawem chłopiec. Zuchwały
kapłan nie przyjmował wszakże jakichkolwiek napomnień pozostałych
księży, stwierdzając, że jest seniorem i najlepiej wie co czynić.
Stąd niczego złego nie widział w ciągłym przesiadywaniu w tawernie, z
której powracał notorycznie w towarzystwie „podejrzanych
kobiet”. Pragnąc wynagrodzić swe wesołe towarzyszki, nie
szczędził nadto parafialnych środków na zbytkowe tuniki, płaszcze,
futra i ozdoby rozgrzewające niewieście serca. Tym zaś, którzy skarżyli się na
owe defraudacje i grozili powiadomieniem władz on sam z kolei gniewnie
groził spaleniem (na stosie).
Kolejnym interesującym przypadkiem
jest proces Mateusza, plebana w „Cobyelicze”. Zachowaniem
swym zgorszył on wielu parafian, którzy wkrótce nader chętnie podzielili się z
archidiakonem opowieściami o barwnym życiu ich pasterza. Sprowadzał on
do swego domu żonę jednego z parafian, niejakiego Piotra Kurka, miejscowego
kmiecia. Miał z nią zresztą - jak się można domyślić- niedozwolone
stosunki seksualne. Był nadto stałym bywalcem tawerny, spędzając w
niej mnóstwo czasu przepijał do okolicznych chłopów i przegrywał majątek,
grając z nimi w kości. Nawykł również wszczynać tam kłótnie, a kiedy
tylko nadarzyła się ku temu okazja nader aktywnie podsycać spory
powstałe między podchmielonymi gośćmi. Kondycję niemal już zbrodniczą przedstawiał Piotr,
wikariusz w parafii "Czyżewo" (?). Z akt sprawy toczonej przeciw
niemu w 1477 r. dowiadujemy się, że około czwartej rano
wtargnął do domu właściciela tawerny, dodajmy będąc uzbrojonym w
miecz i kij. Wnet począł rozgłaszać przeciwko żonie owego karczmarza słowa
powszechnie uznane za „haniebne i ohydne”. Wnet doszło do
szarpaniny, w której ów ostatni otrzymał trzy ciosy mieczem.
Nieszczęśliwe jeden z nich, który dosięgnął głowy, był ciosem
śmiertelnym. Jakby tego było mało, Piotr wespół z dwoma wesołymi
szlachcicami wyważył drzwi tawerny, dostając się tym samym do
piwnicy, z której wyniósł beczkę wina, opróżniając ją tej samej nocy w swym
domu.
Inny proboszcz Jan Wystuk został oskarżony o udzielanie wyklętej przez Kościół lichwy, a także
utrzymywanie niegodnej kobiety.
Jakub proboszcz w Blichowie przysporzył szczególnie wielu trosk swym
zwierzchnikom. Ostentacyjnie zaniedbywał podstawowe
obowiązki duszpasterskie. Nie reagował nadto
na gorszące zachowania niektórych parafian, co źle zaważyło na kondycji
moralnej jego stadka. Jeden z parafian, o którym wiadomo było, że
utrzymywał kazirodcze stosunki ze swą siostrą, nie spotkał się z żadnym
potępieniem ze strony proboszcza. Zaniedbał on również miejscowy kościół do
tego stopnia, że psy podkopywał się pod jego ścianami, dostając się do środka.
Wzorem wielu swych kolegów jawnie utrzymywał konkubinę, z którą miał kilkoro
dzieci. Nader zaś często i gorliwie wizytował tawerny, wszczynając tam bijatyki
z kmieciami i ich panami. Pewnego razu uderzył nadto pewnego Józefa. Co gorsza,
uczynił to w kościele, gdy ów przyszedł się wyspowiadać. Rzadko
zresztą słuchał spowiedzi w przepisanym miejscu, częściej czynił to
w domu, a nawet w tawernie.
No comments:
Post a Comment
Zapraszam do komentowania (także osoby niezarejestrowane!)